Forum Nasza Sawanna Strona Główna Nasza Sawanna
Forum o Królu Lwie :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Złe Dobro

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nasza Sawanna Strona Główna -> Nasze opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Chanon The Master
Vampire of Malkavian



Dołączył: 23 Lis 2006
Posty: 1007
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nowego Nowego Yorku

PostWysłany: Pon 15:00, 27 Lis 2006    Temat postu: Złe Dobro

Od autora.
Ta opowieść jest odrębną historią. Jest to pewna alternatywa tego co mogło się zdarzyć. Ta historia jest moją własną. Zapewne każdy z was chciałby znaleźć się na Lwiej Ziemi. Przechadzać się miedzy drzewami akacji i leżeć w cieniu obserwując nieskażoną ludzkim złem, przyrodę Afryki. Być może ktoś z was będzie miał swoje zdanie na temat tego opowiadania, pozytywne lub negatywne. Jeżeli chcecie napisać co sądzicie o mojej pracy, piszcie na adres: [link widoczny dla zalogowanych], lub po prostu napiszcie na forum Lwiej Ziemi.

Borys Szewadzucki




„ Pamiętajcie, raj nie jest miejscem określonym
Każdy trafi tam gdzie jego serce tego chce „



"Złe Dobro"


Prolog

Klik. Kaseta po raz kolejny przewijała się do początku. Ja sam z miną, która ukrywała melancholie wręcz rozpacz, leżałem na łóżku. Nie chciało mi się żyć. Od dwóch tygodni miałem świadomość, że muszę od nowa zdawać klasę. No cóż, pięć jedynek na świadectwie zrobiło swoje. Nie mówię, że byłem bez winy, ale po prostu nie wyrobiłem. Klik. Puszczam film z krowią obojętnością.
- Znowu oglądasz Króla Lwa !!! To już z chyba z setny raz. Zrób coś z sobą.
- Moja matka stała w drzwiach. W ręku trzymała szczotkę i najwyraźniej chciała posprzątać mój pokój.
- Dobrze, dobrze już. A tak dla jasności to Król lew 2.
- Wszystko jedno a teraz sprzątaj pokój.
Powoli wstałem z łóżka i zabrałem się do porządków. Rutyna. Odkurzanie, szorowanie, wycieranie i układanie od nowa stert porozrzucanych rzeczy. Kiedy przestawiałem szafkę z książkami, nie zauważyłem jednej rzeczy. Szklana butla, zrobiona tak by wyglądała jak afrykańska waza, drżała i przechylała w jedną lub w drugą stronę. W końcu musiało się stać. Jak w zwolnionym tępię widziałem ją lecącą w kierunku mojej głowy. Tępy ostry ból przeszył moje ciało, a ja znalazłem się na podłodze. Ale to nie było najgorsze. 60 kilowa szafka z dębu, wraz z jej zawartością, zmierzała w moim kierunku. Później pamiętam krzyk. Grupę ludzi w zielonych szatach i białych maskach.
- Pęknięta podstawa czaszki! Krwiak na płacie czołowym. Dajcie mu coś przeciwbólowego, on to wszystko czuje do cholery!!!
Słyszałem te odgłosy jakby przez mgłę. Ciemność. Spadałem w ciemność. I wtedy poczułem dotyk łapy. Ciepłej i miękkiej łapy. Był on tak przyjemny i przepełniony dobrem, że moje serce zaczęło bić szybciej. Przynajmniej myślałem, że to serce. Szarpnięcie było drugą rzeczą jaką poczułem. Zacząłem lecieć ku górze niczym ptak. I wtedy zobaczyłem lwice. Piękną z złocistą sierścią. Jej głębokie niebieskie oczy wpatrywały się we mnie. Wyglądała tak jakby na mnie czekała. Mówiła coś. Nie mogłem zrozumieć. Nagle szybkim, nie zwalniającym krokiem zaczęła biec w moim kierunku. Skoczyła, a ja instynktownie skuliłem się w obronnej pozycji.

______________________________________________________________________

Obudziłem się na polanie. W mgnieniu oka rozpoznałem gdzie jestem. To była Afryka. Wstałem i rozejrzałem się. Lekki promień światła padł na moją twarz. Tu i ówdzie porozrzucane były drzewa, w oddali rzeka, parę wzgórz i stado. Stado zebr. Wiedziałem, że to głupi pomysł ale coś mówiło mi, że będę mógł z nimi porozmawiać. Zebry nie wystraszyły się na mój widok. Wręcz przeciwnie wykazywały pewną ciekawość. Z pośród tej biało-czarnej masy wyłoniła się jedna zebra. Wyglądała na starą, a jej ciało było pokryte wieloma bliznami. Zrozumiałem, że jest to przywódca stada.
- Witaj kimkolwiek jesteś - powiedział. - Jestem Zondar, a to moje stado i moja rodzina. Możesz z nami zostać, ale ostrzegam. Od dawna nie widzieliśmy lwów a to oznacza, że wkrótce zapolują.
- Eee... dziękuje? - wymamrotałem.
Moja głowa tego nie wytrzymała. Co ja tu robię? Czemu gadam ze zwierzętami? Co się dzieje do cholery! Nagle któraś z zebr wydała głośny, napełniony przerażeniem krzyk -LWY!!! UCIEKAĆ!!!. Świat zawirował. Tumany kurzu podniosły się na wysokość moich oczu tak, że nic nie widziałem. Zacząłem biec przed siebie z dala od tego chaosu. Lwica. Nie ta co wcześniej. Uciekać! Ale gdzie? Z przodu lew. Z tyłu rozszalałe stado. Został bok, więc czym prędzej pobiegłem w prawo. To był błąd. Lwica od razu pobiegła w moim kierunku i zwaliła z nóg. Przygwoździła do ziemi w sposób, który wydał mi się znajomy. Zacisnęła zęby wokół mojej szyi i ścisnęła tak, bym nie mógł oddychać. Ostatkiem sił udało mi się wypowiedzieć jedno słowo- Nala? Lwica puściła szyję, ale nadal przygniatała ciężarem ciała.
- Rzadko się zdarza by ktoś wymawiał moje imię gdy mam zamiar go zabić więc mów o co ci chodzi.
Pierwsze co mi przyszło na myśl to nie zjadaj mnie, ale to musiałoby żałośnie brzmieć, więc powiedziałem coś jeszcze bardziej głupiego.
- Słuchaj nie mam pojęcia co tu robię, ale chcę się tego dowiedzieć, a nie zostać pożartym dobrze?
Nala popatrzyła się na mnie ze zdziwieniem.
- Dobra jestem Alek i chyba straciłem pamięć, więc nie wiem co tu robię.
- Jeżeli nic nie pamiętasz to skąd znasz moje imię ?
Zrozumiałem, że to co mówię brzmi mało wiarygodnie i wyglądam tak, jakbym starał się o kilka sekund życia więcej.
- Muszę spotkać się z Rafiki.
Powiedziałem szybko i czekałem na reakcje.
- No dobrze. Widzę, że znasz tu każdego. Zaprowadzę cię na lwią skałę, a tam wszystko mi wyjaśnisz.
- W porządku. A i jeszcze jedno. Nie mam gdzie się podziać. Czy mogę zamieszkać na lwiej skale ?
Nala popatrzyła się na mnie z niedowierzaniem.
- Zastanowię się.
W drodze na skałę miałem dość czasu by poukładać sobie wszystko w moim umyśle. Wiem już, że to Lwia Ziemia. Nie wiem tylko jaki moment z jej historii.
- Eee, przepraszam wasza wysokość. Czy ma Pani no ten, tego, eee dzieci?
Nala rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie.
- Nie ale spodziewam się. Po co pytasz?
Bingo. Teraz wiem już gdzie i co najważniejsze, kiedy jestem.
- Nie tak z ciekawości pytam.
- No to ja też tak z ciekawości. Kim jesteś lub czym jesteś i jak to możliwe, że widzę cię po raz pierwszy w życiu?
Wytłumaczyłem jej jak tylko umiałem, sposób w jaki się tu znalazłem, że pochodzę z innego świata i że powód mojego pojawienia się tu jest dla mnie nieznany. Pominąłem dwie rzeczy. To, że wcześniej znałem ją jako animację w filmie i że prawdopodobnie znam jej przyszłość.
- Trochę to dla mnie niezrozumiałe ale jakoś ci wierzę. No i mam teraz jak opowiedzieć o tobie Simbie.
Lwia Skała wyglądała tak samo jak ją zapamiętałem. Wielka, majestatyczna tylko dlaczego lwia? Lwia to może być paszcza, ale nie skała. Przypomniało mi się zabawne zdanie Timona. Kiedy wraz z Nalą wspiąłem się na skałę, mojemu obliczu ukazał się Simba.
- Witaj Nala udało ci się....
Simba przerwał i popatrzył się na mnie. Miałem wrażenie, że trwa to wieczność, ale Nala odezwała się pierwsza. Przedstawiła mnie, a ja w tym samym momencie skłoniłem się grzecznie jak to wypada zrobić przed królem.
- Simba, myślę, że Rafiki będzie chciał się z nim spotkać - powiedziała lwica.
Po chwili z oddali przyleciał Zazu i przyniósł Simbie raport. Zrozumiałem, że na razie nie ma żadnych z lwic, gdyż pilnują granic. No tak. Simba musiał niedawno wygnać lwy, które pomagały Skazie. Zazu składając swoje dosyć nudne sprawozdanie, patrzył na mnie z zaciekawieniem. Gdy skończył, spytał się o mnie, a Simba powiedział mu wszystko co usłyszał od Nali.
- A i jeszcze jedno. Czy Alek może tu zamieszkać? - wtrąciła Nala.
- Ale on nie jest lwem. Jakim cudem miałby tu zamieszkać?
- Timon i Pumbaa nie są lwami, a tu mieszkają. Po za tym ufam mu i chciałabym dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
- Ale.... - odpowiedział Simba, a Nala od razu mu przerwała.
- Dziękuje wiem jak bardzo, bardzo mnie kochasz. No to ustalone Alek zamieszka u nas a ty Zazu - kocica zwróciła się w jego kierunku - Zaprowadź Alka do Rafikiego.
Droga do baobabu, w którym mieszkał stary mandryl, była długa. Jego dom mieścił się na środku czegoś, co wyglądało jak pustynia lub płaskowyż. Zazu cały czas leciał przede mną tak, że mogłem za nim tylko podążać. Gdy dotarliśmy do celu, Zazu bez słowa wyjaśnienia odleciał w kierunku Lwiej Skały. Z bliska baobab wyglądał jeszcze bardziej dostojnie niż z daleka. Musiał być bardzo stary. Wspiąłem się na koronę drzewa, ale nigdzie nie było śladu właściciela. Mój wzrok padł na kawałek drzewa obdartego z kory. Widniały na nim rysunki namalowane stylem, no cóż, przedszkolaka.
- Czekałem na ciebie.
W tej chwili moje serce prawie wyskoczyło przez gardło. Rafiki wisiał do góry nogami na gałęzi. Najlepsze jest to, że gdy tu wchodziłem to go nie zauważyłem mimo, iż przeszedłem może pół metra od niego.
- Słuchaj wiem, że masz trochę pomieszane, ale to nie powód by tak wszystkich straszyć. Rafiki otworzył oczy i rzucił mi wesołe spojrzenie.
- To ty masz namieszane w głowie nie ja. Ja wiem co tu robię a ty? Musiałem przyznać mu rację. No cóż, Rafiki był mistrzem ciętej riposty.
- Nie wiem - odparłem i usiadłem. - Już nic nie wiem.
Rafiki zeskoczył z drzewa i usiadł obok mnie.
- Ja wiem co tu robisz. Pytanie tylko czy chcesz to wiedzieć.
- Dobrze, powiedz mi co wiesz na mój temat, tylko tak bym zrozumiał - odrzekłem.
Ten, najwyraźniej bardzo podniecony, rozpoczął swoją opowieść.
- Parę dni temu uciąłem sobie pogawędkę z Mufasą. Powiedział, że pojawi się istota, która nigdy wcześniej tu nie była. Ocali życia tych, których przeznaczeniem będzie zginąć. Tutaj przerwał i zadał mi pytanie.
- Ja też wiem co się wydarzy. Potrafię czytać z gwiazd, a w nich wszystko jest zapisane. Gdy byłeś mały, jakie było twoje największe marzenie co do nas?
Na początku się zastanawiałem, ale po paru sekundach automatycznie wydusiłem odpowiedź.
- Żeby Zira i Nuka przeżyli.
Rafiki uśmiechnął się. Spojrzałem na niego, a on pokiwał głową.
- Teraz wiesz co masz robić.
- Ale to się stanie za parę lat, co będę robił przez ten czas?
- Zawsze marzyłeś by tu żyć. Wykorzystaj to. Teraz chodźmy, zaprowadzę cię na Lwią Skałę.
Następne dni spędziłem na poznawaniu mieszkańców skały. Szczególnie chciałem poznać Sarafinę. Była jedną z starszych lwic i dzięki niej dowiedziałem się kto jest prawdziwym ojcem Nali. Niestety nie było już Sarabi, która połączyła się z wielkim kręgiem życia. Pewnego dnia lwice zabrały mnie na polowanie. Ich łupem padła okazała zebra i dwie antylopy. Cały ten czas odgrywałem rolę widza, a każdy, choćby najmniejszy szelest powodował, że na moją osobę skupiało się kilka par zirytowanych lwich oczu. Pewnie się zastanawiacie jak ja tam przeżyłem. No cóż, najgorzej było z jedzeniem. Timon i Pumbaa od razu przedstawili mi mnóstwo zalet jedzenia robaków. Nigdy nie sądziłem, że żuk gnojowniczek może być tak smaczny. Były też owoce. Raz nawet Sarafina podarowała mi okazały, lecz surowy kawał mięsa. Próbowałem go zjeść, ale przełknięcie czegoś takiego powodowało odruchy wymiotne, więc skombinowałem ogień. Teraz moje menu było kompletne. I wreście nadszedł ten dzień, a raczej noc. Nala urodziła piękne, zdrowe i silne lwiątko. Już wcześniej znałem jej imię - Kiara. Tym samym sposobem, trochę nie uczciwie, wygrałem zakład z Timonem, który był pewien, że urodzi się chłopak. Tuż przed świtem pojawił się Rafiki. Za nim podążały zwierzęta, chcące zobaczyć dziedzica tronu. Ja sam wspiąłem się na szczyt Lwiej Skały i czekałem. Czekałem na wschód słońca. Nagle, powoli lecz nieubłaganie, ogromna żółta kula wstała z za horyzontu. Na ziemi widać było jak fala słonecznego światła przepędza cień, by ten zawędrował do miejsca znanego jako cmętarz słoni. Pod koniec ceremonii zszedłem na dół, by przywitać się z nową księżniczką. Mogłem ją nawet potrzymać. Od tamtej chwili wiedziałem jakim zaufaniem darzą mnie Nala i Simba.
Kiara rosła jak na drożdżach. Wtedy to większość czasu spędzałem pilnując, by nic sobie nie zrobiła, a miała do tego talent. Miała też charakterek. Pamiętam jak raz Timon chciał wyciągnąć z nory tłustą dżdżownicę. Wtedy Kiara wepchnęła go do jamy i zatkała wyście kamieniem. Chyba przez pół dnia staraliśmy się wraz z Pumbą wyciągnąć od niej informacje gdzie jest Timon. Pewnego poranka, tuż po pobudce, udałem się do wodopoju. Ujrzałem Nalę, Simbę i Zazu jak rozmawiają z Kiarą.
- Tym, którzy tam mieszkają nie można ufać. To są wyrzutki -powiedział majordomus.
- Odwrócisz się i możesz nie wrócić do domu.
Te słowa uderzyły we mnie jak dzwon. To już. Zaczęło się. Teraz powinienem uważać, bo mogę wszystko schrzanić i zmienić bieg wydarzeń. Gdy Kiara zniknęła w gąszczu traw, a Timon wraz z Pumbą podążyli za nią, ja również zmierzyłem w tamtym kierunku. Szedłem za nimi aż do momentu spotkania. Kiary nie było.
- Chrupkie!
- Tłuste!
- Chrupkie!
Timon i Pumbaa cały czas się sprzeczali i nie zauważyli odejścia lwiczki.
- Wiecie co, wróćcie do Simby. Ja poszukam Kiarę, a wy podążajcie za moim tropem - powiedziałem i natychmiast pobiegłem w kierunku ''Złej Ziemi".
- Kto ma iść za twoim tropem? - zapytał zdezorientowany (jak zwykle) Pumbaa.
- Po prostu powiedz Simbie, że Kiara się zgubiła. - krzyknąłem i zacząłem biec. Po paru minutach dotarłem do rzeki zwanej Rzeką Krokodyli. Na drugim brzegu stali Kovu i Kiara. Wiedziałem, że Zira też tam jest. Pytanie tylko czy wie o mojej obecności. Pomału zakradłem się w krzaki i obserwowałem rozwój wydarzeń. Stało się tak, jak się miało stać. Konfrontacja Ziry z Simbą potoczyła się tak samo jak w bajce.
- Gdzie jest Alek?!
Nala najwyraźniej się o mnie martwiła. Fajnie, może traktowała mnie jak syna albo coś.
- Może go zabiłam, a może nie - odparła Zira wiedząc, że spowoduje to rozłoszczenie Nali. Nawet teraz gdy była bez szans w walce chciała rozpętać rzeź. Wiedziałem, że muszę coś zrobić. Wyskoczyłem między zwaśnione strony jak gdyby nic się nie stało i zacząłem rżnąć głupka.
- O witam, coś przegapiłem? Fajnie, że Kiara się znalazła. Nie wyglądacie na szczęśliwych. Coś się stało?
Wszyscy popatrzyli się na mnie.
- Do następnego razu Simba. Ale pamiętaj następny będzie ostatnim.
Po tych słowach Zira zabrała małego Kovu z powrotem do tego, co ten mały brzdąc uważał za dom. Na Lwią Skałę wszyscy wracali w milczeniu.
Następne miesiące płynęły beztrosko dla mieszkańców Lwiej Ziemi. Nala wraz z Kiarą trenowały polowania i techniki łowieckie. Mimo naszych protestów ja, Timon i Pumbaa stanowiliśmy worki treningowe. Kiara miała jedną wadę. Była stanowczo za głośna. Nie to co matka. Jeśli tylko któryś z nas usłyszał najmniejszy szelest, brał nogi za pas i uciekał. Moim zdaniem (przynajmniej wtedy) Kiara była trójkową uczennicą. Simba i Nala nie wiedzieli o moich wędrówkach do Złej Ziemi. Często, z czystej ciekawości, zakradałem się tam by podpatrzeć co robią wygnańcy. A oni nie mieli czasu na zabawy. Kovu też rósł i szykował się do przejęcia władzy. Raz podczas jednego z jego ciężkich treningów prawie mnie złapano. Uratowała mnie kałuża błota, w której się wytarzałem i przez to Kovu nie wyczuł mojego zapachu. Nastał dzień testu. Kiara po raz pierwszy miała samodzielnie zapolować. Tak, tego dnia spotka Kovu. Cały dzień przespałem w jaskini. Gdy się obudziłem słońce już zachodziło. Szybko wybiegłem zna zewnątrz i usiadłem na pobliskim kamieniu, na którym kiedyś lubiła leżeć królowa Sarabi. Po pewnym czasie spostrzegłem Simbę z resztą jego rodziny. Wśród nich był Kovu. Czyli główna bitwa stoczy się pojutrze w nocy. A jutro wykonam pierwszą część mojego planu. Simba nie wpuścił Kovu do jaskini. Kazał mu spać na zewnątrz. I pomyśleć, że będzie jego zięciem. Gdy na zewnątrz zostałem tylko ja i Kovu, podszedłem do niego i zacząłem rozmowę.
- To ty jesteś synem Skazy tak? Kovu uniósł łeb i ku mojemu zdziwieniu zaprzeczył.
- Wy wszyscy myślicie, że jestem jego synem bo jestem do niego podobny i że jestem taki jak on.
- Ja tak nie myślę. Chcę ci tylko powiedzieć, że będę cię miał na oku, więc nie rób
nic głupiego.
Kovu wstał gwałtownie.
- Grozisz mi?
Po tej reakcji rzuciłem tekst, który znam na pamięć.
- Jakże bym śmiał ci grozić?
- Czemu nie?
- Ponieważ odziedziczyłem w ludzkiej części rozum, lecz jeżeli idzie o siłę... nie zostałem zbyt hojnie obdarzony. Po tej niezbyt przyjemnej rozmowie, położyłem się spać.
Następny dzień nie był dla mnie czymś wyjątkowym. Wiedziałem co robią Kovu i Kiara. O miłości jaka w nich rośnie. Tak to było to czego mi brakowało. Kogoś z kim mógł bym spędzać czas sam na sam. Wszystkich tutaj traktowałem jako rodzinę. Już nawet zapomniałem o mojej własnej. A może w ogóle nie miałem ludzkiej rodziny? To było tak dawno temu. Simba przeszedł obok i usiadł naprzeciw mnie.
- Jak się czujesz? Wyglądasz na zmartwionego. Coś się stało? - zapytał.
- Nie nic. Wszystko dobrze. Co myślisz o Kovu?
Wiedziałem, że będzie mu trudno odpowiedzieć na to pytanie.
- Nie wiem. Wydaje się być miły, ale może to kolejny podstęp Ziry. Jak mam mu
zaufać po tym co zrobił Skaza?
Simba posmutniał. Musiało mu się przypomnieć jak zginął Mufasa.
- Może zaczerpniesz rady u wielkich władców? Simba spojrzał się na mnie.
- Tak to może być pomysł. Dziękuje.
- Nie ma za co. Już nadchodzi wieczór. Poszukaj Kiary.
Nazajutrz wstałem bardzo wcześnie. Wiedziałem, że dziś Simba i Kovu udadzą się na spacer i że będzie atak na Simbę. Czas ratować Nukę. Podążałem za nimi aż do miejsca gdzie niedawno wybuchł pożar. Nagle coś ciężkiego zbiło mnie z nóg. Upadłem, ale natychmiast wstałem z ziemi. Była to jedna z lwic Ziry. Więc już tu są – pomyślałem. Trzeba działać szybko. Gdy wielki kot znów zaatakował odskoczyłem na bok. Podbiegłem do nadpalonego drzewa i urwałem kawałek gałęzi. Kiepska broń, ale musi wystarczyć. Wiedziałem, że lew znowu skoczy. Gdy to zrobił, od razu padłem na plecy. Lwica przeskoczyła nade mną, a ja wstałem i z całej siły uderzyłem ją w łeb. Kij pękł, a napastnik zemdlał. Będzie żyć. Natychmiast pobiegłem do wąwozu. Gdy zobaczyłem Simbę wspinającego się po stercie drzew i Nukę, który go ścigał, natychmiast podążyłem za nimi. Nie bacząc na inne lwy, skoczyłem i zepchnąłem Nukę, ratując go przed przygnieceniem wielkim pniem. 1-0 dla mnie. Od razu po tym starałem się uciec, ale Zira była szybsza.
- Dokąd to! - krzyknęła i poczęstowała mnie prawym sierpowym. Krew buchnęła z moich ust, a ja sam runąłem na ziemię. Nie ma co, ta babka jest ostra. To samo zrobiła Kovu, ale jemu zostawiła szramę na oku.
- Wynoś się! Jesteś z tym bydlakiem Simbą. Wynoś się do niego i nigdy nie pokazuj na oczy. Kovu spojrzał się chwilę na mnie. W jego oczach było widać, że ledwo powstrzymuje się od płaczu. Pobiegł w kierunku Lwiej Skały.
- A co do ciebie idziesz z nami.
Ostatnią rzeczą jaką pamiętałem, była jej łapa pędząca w kierunku mojej twarzy.
Obudziłem się w ciemnej jaskini. Było to raczej więzienie, bo wyjście zatarasowane było żebrami słonia. Może się spóźniłem i bitwa już się zaczęła? Uspokoił mnie widok Vitani zmierzającej w moim kierunku. Była ona dorosła córką Ziry i była do niej podobna. Wyglądem i charakterem. Jak niby nigdy nic weszła do mojej celi.
- Co chcesz się nade mną poznęcać czy masz mnie wykończyć?
- Ani jedno ani drugie. Przyniosłam ci wodę.
Jej odpowiedź zbiła mnie z tropu.
- Co? Dlaczego? Przecież jestem przyjacielem Simby! Nie masz ochoty mnie zniszczyć.
Vitani usiadła i spojrzała mi prosto w twarz. Po chwili odezwała się cicho.
- Ja nie jestem taka jak myślisz. Uwierz mi. Życie w tym miejscu nie jest sielanką. Każde okazywanie współczucia jest uznawane przez moją matkę jako oznaka słabości. A ona zabija słabych. Muszę udawać przednią potwora mimo, że taka nie jestem. To okropne. Dochodzę do wniosku, że moja matka jest chora. To ją powinno się zniszczyć.
Po tych słowach zaczęła płakać. Poszedłem do niej . Położyłem moją rękę na jej ramieniu.
- Twoja matka nie jest chora tylko opętana przez zło i nie potrafi się od niego uwolnić.
Rozmawiałem z nią długo, o wszystkim i o niczym. Pomału zacząłem coś do niej czuć. Zakochałem się. Przeklinałem siebie w duszy, że jestem człowiekiem. Czemu nie mogłem tu trafić jako lew. Dlaczego? Nie potrafiłem tego zrozumieć.
- Posłuchaj mnie. Czy dzisiaj Zira planuje walczyć z Simbą?
-Tak, czemu pytasz?
- Mogę ją ocalić. Sprawić, że wasze stada się połączą ,ale musisz pomóc mi uciec.
Vitani się zgodziła i wyprowadziła z jaskini. Reszta lwów przygotowywała się do ataku. Finał miał się okazać za parę godzin.
Zaczęło padać. Krople deszczu niczym małe pociski bombardowały suchą ziemię. Śledziłem Zirę i jej stado aż do pola bitwy. Ta rozpoczęła się bardzo szybko. Każdy walczył z każdym. Najgorsze było czekanie, czekanie na odpowiedni moment by wejść do gry i zmienić bieg historii. Wtedy zobaczyłem Kiarę i Kovu. Oni też chcieli zaprzestać walki. Szybko pobiegłem za nimi. Para wskoczyła miedzy walczących Zirę i Simbę. Ja sam wyszedłem naprzeciw Zirze. Kiara wytłumaczyła ojcu jak powinno się to skończyć. W końcu lwice Ziry przeszedły na naszą stronę a ona została sama.
- Zira to musi się skończyć. Czas już zapomnieć o przeszłości - rzekł Simba.
- Ja nigdy nie przestanę! Robię to dla ciebie Skaza.
Zira skoczyła w kierunku Simby. Odepchnąłem Kiarę na bok i sam zastąpiłem Zirze drogę. Wszystko ucichło. Leżałem na ziemi. Popatrzyłem na swoją pierś. W jej środek wbitych było dziesięć ostrych pazurów. Zabawne. Nawet nic nie czułem. Zira cały czas patrzyła na mnie, a ja na nią. Po raz pierwszy widziałem ją z tak bliska. Miała piękne oczy. Gdzieś już je widziałem. Te piękne, głębokie, niebieskie oczy. To ona. To ona wyciągnęła mnie z ciemności. Nagle Jasne światło spadło na nią i oderwało od mojego ciała. Zira zesztywniała i wtedy jakby z jej wnętrza wyszedł cień. Cień, który był złem w najczystszej postaci. Zaczął on wirować, a na końcu eksplodował powalając wszystkich wokoło. Zira opadła powoli na ziemię. Żyła, ale coś się w niej zmieniło. Teraz emanowało od niej dobro. Dalej pamiętałem już tylko pustkę.
Pobudka nie była zbyt przyjemna. Leżałem w szpitalu, a w około krzątała się jakaś kobieta. CZŁOWIEK!!! Wróciłem. Pielęgniarka była odwrócona do mnie plecami.
- Przepraszam gdzie ja jestem?
Ta odwróciła się i natychmiast wybiegła z pokoju. Słyszałem tylko jej krzyki, że pacjent z pod czternastki się obudził. Wstałem i podszedłem do lustra. To co w nim zobaczyłem, było bardziej przerażające niż cokolwiek w moim życiu. Widziałem dorosłego faceta, bladego w długich włosach i brodzie. Wtedy wszedł jegomość w podeszłym wieku i wielkich śmiesznych okularach.
- To cud! Przebudzenie się po dwudziestu latach śpiączki! To tak, jakby moje kaktusy chciały mnie pożreć!
Nie zwracają na niego uwagi wyjrzałem przez okno. A za nim miasto. Ogromne drapacze chmur, mnóstwo samochodów, a powietrze było tak cuchnące, że bardziej przypominało metan niż tlen. Zamknąłem okno i cofnąłem się na środek sali. Wszystko się zmieniło. Wiedziałem, że moje życie nie będzie takie jak dawniej. Rozbiłem szybę i wziąłem do ręki kawałek szkła. Lekarz i pielęgniarka zaczęli wołać ochronę.
To nie jest mój świat. Nigdy nie był. Wbiłem kawał szkła prosto w moje serce. I znowu ciemność. To zaczyna się robić nudne. Pojawiłem się w znajomej jaskini. Na Lwiej Skale. Jedno się zmieniło. Byłem lwem. Lekko żółta sierść i potężna brązowa grzywa było tym co mnie charakteryzowało.
- Yeah baby !
Wybiegłem na zewnątrz. Przede mną stał mały lew. Poznałem w nim syna Kovu.
- Hej wiesz gdzie są twoi rodzice?
-Mój tata rozmawia z babcią Zirą i wujkiem Nuką, a mama poszła na polowanie. A ty co tu robisz? Nie widziałem cię wcześniej.
Spojrzałem na małego i odrzekłem.
- Wróciłem z dalekiej wyprawy. Czy możesz mi jeszcze powiedzieć gdzie jest Vitani.
- A tam odpoczywa na głazie.
- Dzięki mały.
Teraz już mam wszystko. Teraz krąg życia jest cały. Teraz mogę powiedzieć Vitani co do niej czuję.








Koniec


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vikka
Lew



Dołączył: 19 Sie 2006
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:53, 26 Gru 2006    Temat postu:

Cudne, masz talent Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Uru
Vampire of Pridelands



Dołączył: 14 Paź 2006
Posty: 2615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:20, 26 Gru 2006    Temat postu:

Nyo super xD
Ja chce ffięcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Galadriela
Fanka Skoków Narciarskich



Dołączył: 27 Sie 2006
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 0:54, 27 Gru 2006    Temat postu:

Czytałam na LZ , kawał dobrej roboty xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Safari Paranoja
El leon loco



Dołączył: 27 Lis 2006
Posty: 1573
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z domu bez klamek (uciekł)

PostWysłany: Wto 15:42, 02 Sty 2007    Temat postu:

HEJ! A ja?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Akiria
Czarna pani



Dołączył: 22 Paź 2006
Posty: 1151
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z lasu cienia

PostWysłany: Pią 18:59, 05 Sty 2007    Temat postu:

Jak chcesz być to napisz swoje opowiadanko.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Safari Paranoja
El leon loco



Dołączył: 27 Lis 2006
Posty: 1573
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z domu bez klamek (uciekł)

PostWysłany: Czw 13:41, 11 Sty 2007    Temat postu:

No kurde, a Legendy Lwiej Ziemi to co?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nasza Sawanna Strona Główna -> Nasze opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin